JEGO MIŁOŚCI PANU JANOWI KRYSZTOFOWI, HRABI Z TARNOWA,
KASZTELANOWI WOJNICKIEMU PRZYPISANE
(fragment)
PRZEDMOWA
Wojnę powiedzieć myśli serce moje,
Do której miecza nie trzeba ni zbroje,
Ani pancerzów, ani arkabuzów;
Ta walka czyście może być bez guzów.
K'temu wyjeżdżać nie potrzeba w pole,
Wszystka sie sprawa ogląda na stole:
Jako dwa króle przeciw siebie siędą,
A równym wojskiem potykać sie będą.
Jedwn z nich w jasnej, drugi w czarnej zbroi;
Ten wygra, przy kim dobry hetman stoi.
Tym cię na ten czas, mój hrabia, daruję;
Przyjmi za wdzięczne, póki nie zgotuję
Co godniejszego, czym bych mógł zabawić
Uszy twe i sam lepiej sie postawić.
Masz przed oczyma domowe przykłady,
Jakiej potzreba czasu wojny rady,
Jakiego miejsca szukać obozowi,
Jako szykować ufy ku bojowi;
Gdzie czas po temu, jako bitwę zwodzić;
Kiedy nierówno, jako lud uwodzić.
Ja zaś,czym mogę, tym się popisuję,
Drewniane wojska przed tobą szykuję.
A ty sie nie wstydź, maszli czas spokojny,
Przesłuchać tej to krotochwilnej wony,
Bo i Apollo łuku bez przestania
Nie ciągnie, pilen czasem i śpiewania.
Tarses, król duński, miał dziewkę nadobną,
We wszytkich sprawach swoich tak osobną,
Że jej natenczas równia mieć nie chciano.
Przeto z dalekich krain przyjeżdżano
Chciąc sie przypatrzyć jej zbytniej gładkości,
A uczestnikiem być takiej miłości.
Pełen dwór zawżdy bywał cudzoziemców:
Czechów, Polaków, Francuzów i Niemców.
Ale dwa jednak przed wszystkimi byli,
Którzy na dworze czas długi służyli:
Fiedor a Borzuj, wielkich domów oba,
Co sama mogła pokazać osoba.
Ci dwa, przed sobą często sie skradali,
A o królewnę króla nalegali.
Na koniec oba taką chuć k'niej mieli,
Że sie bić o nię pojedynkiem chcieli.
Póki mógł ojciec, na słowie je chował,
Abowiem obu jednako miłował;
Ale że końca ich prośbie nie było,
Odmawiać mu sie dalej nie godziło.
Wziąwszy je tedy na spokojne gmachy,
Ukazał palcem na toczone szachy
I rzekł: "W tych szrankach wasza bitwa będzie;
Duższy na łonie u mej córy siędzie."
Oba królowi z chucią dziękowali,
O czas i miejsce pilnie sie pytali.
Miejsce na zamku, czas we dwie niedzieli
Z wolej królewskiej naznaczony mieli.
Obiema potym po karcie posłano,
Gdzie wszytek sposób tak im opisano:
"Kto grze rozumie, może śmiele sadzić,
A kto nie świadom, lepiej sie poradzić.
Tablica naprzód malowana będzie,
Tę pól sześćdziesiąt i cztery zasiędzie.
Pola sie czarne z białymi mieszają,
Te się owymi wzajem przesadzają,
W tym placu wojska położą sie obie,
A po dwu rzędu wezmą przeciw sobie.
Czterykroć czterzej z każdej strony siędą,
A tym sposobem szykować sie będą:
Rochowie z brzegów, więc Rycerze po nich,
A potym Popi przysiędą sie do nich.
Król z Panią bierze w pojśrzodku dwie poli;
On rózną barwę, a ta swoję woli.
Piechota przed nie wyciąga na czoło.
A między wojski pół tablice goło.
Każdy z tych tedy swoją drogą chodzi,
A przez drugiego skakać sie nie godzi,
Chyba Jezdnemu, bo ten świadom drogi,
By też nacieśniej, nie zawadzi nogi.
Roch ma tę wolność i nadane prawo:
Przodkiem i zadkiem, w lewo bić i w prawo.
W trzeci rząd Rycerz zakoliwszy wpada,
Ale na inszej coraz barwie siada.
Biae a czarne, co na ukoś idą,
Na Popy spółem wszytki pola przydą.
Babie sie prózno nawijać: i w oczy,
I w zad uderzy, w stronę także skoczy;
Czasem i z Popy jedną drogą chodzi,
Jeno sie z samym Rycerzem nie zgodzi.
Król pospolicie swego miejsca pilen,
A wszakoż może swemu też być silen,
Bo w okrąg siebie wszytki miejsca trzyma,
Kto sie nawinie, tego i sam ima;
A kiedy głodzien, do kuchnie rad skoczy,
Dokąd z pierwszego miejsca nie wykroczy.
Drab na wprost chodzi, ale z boku kole,
A jego wszytek skok na pierwsze pole;
Chyba gdy z placu pierwszego zstępuje,
Wtenczas trzeciego pola doskakuje.
Gdzie też na zagon ostateczny padnie,
Tak wiele jako i Królowa władnie,
Szachu zarazem przedsię nie zyskuje,
Bo Pieszek na kres, nie Baba wskakuje.
To też na koniec przypomnieć nie szkodzi:
Jeden po drugim zawżdy w tej grze chodzi,
A nigdy więcej mknąć jednym nie dadzą,
A gdzie co wezmą, tam swego posadzą.
Gra koniec bierze, kiedy najachany
Król nie ma nigdziej uciec pewnej ściany.
Gdzieby wpadł w sidło, kiedy lud potraci,
A szachu nie wziął, taki met nie płaci."
Te w sobie karta zamykała sztuki.
Oni, choć mieli z potrzebę nauki,
Wszakoż ją przedsię radzi przeczytali,
A dla ćwiczenia zawżdy szachy grali.
Kiedy czas przyszedł, wsiedli na swe konie
Nic nie czekając, żeby słano po nie.
Nadzieja dobra obudwu cieszyła,
A z drugiej strony bojaźń je trapiła;
Abowiem tam już miało sie pokazać,
Komu tak miły zakład miano skazać,
Kto zaś z lekkością miał z pałacu wynić;
Każdy miał z sobą nie lada co czynić.
Ale że była tak królewska rada,
Niż co poczęli, siedli do obiada,
Gdzie drudzygoście i z królem siedzieli,
A ci zeznawać z obudwu stron mieli.
Gdy sie najedli, obrusy zebrano,
A potym na wet szachownicę dano.
Król pomilczawszy rzecz do nich uczynił
Prosząc, żeby go żaden z nich nie winił.
Iż ocz był proszon, aż dotąd odkładał,
Wszytko na same a ich godność składał,
Bo nie chciał na się brać rozsędku tego,
Kto by godniejszy był z nich dziewki jego.
"Lecz teraz niechaj fortuna pokaże,
Komu przysądzić królewnę dziś każe.
A to wam mówię, coście tu zostali,
Byście żadnemu z tych nie pomagali.
W czym sie nie zgodzą, zdanie swe powiecie,
Dalej nic; o co idzie, sami wiecie."
Zatym oni dwa tablice sie jęli,
A wojska na niej szykować poczęli:
Biały sie zastęp dostał Borzujowi,
A czarny przyszło wodzić Fiedorowi.
Stanęli przeciw sobie dwa Królowie.
Korona złota na obudwu głowie;
Tamże zarazem wedle boku żony,
Ta swego z lewej, owa z prawej strony.
Pop jeden słucha Królowej spowiedzi,
A drugi sobie wedle Króla siedzi.
Po nich Rycerze na koniach, we zbroi,
Każdy z nich pewnie swego sie nie boi.
Na skrzydła srogie słonie postawiono,
A z nich się Rochom bronić polecono.
Wtóry rząd wszytek pieszy zastąpili.
A gdy już wszyscy tak gotowi byli,
Napierwej losy (chocia na tym mało)
Rzucić o przodek obiema sie zdało.
Dwie pięści Borzuj zamknione pokazał,
Jednę z nich obrać Fiedorowi kazał.
On wziął za prawą; w obieraniu zbłądził,
Pieszkowi przodek białemu przysądził.
Teraz by czas był, panny z Helikona,
Przywieść na pamięć, jakich która strona
Fortelów przeciw drugiej używała,
A nim sie prawie wojna dokonała,
Jaka moc wielka ludzi poginęła,
A komu głowę czyja szabla ścięła.
Nie śmiem sie bez was puścić na tę wodę,
Bo widzę zbytnie wielką niepogodę;
Wy same nawę i żagle sprawujcie,
A gdzie co trudno, tam mię zastępujcie.
Iż tedy przodek przypadł Borzujowi,
Kazał wnet w pole wyciągnąć Pieszkowi,
Który natenczas Paniej posługował,
Jednak nikomu serca nie zepsował.
Bo przeciw niemu pan wojska czarnego
Wyprawił takież dworzanina swego.
Jeden drugiemu nie chciał namniej złożyć,
Natarszy na sie, nie mogli sie pożyć;
Bo Pieszek, jesli na bok nie uderzy,
Bać sie nie trzeba, w czoło darmo mierzy.
Potym sie cicho z obu stron skradali,
To stąd, to zowąd na sie przymierzali,
Aż jednym razem czarny sie powadził,
Co sie był naprzód przed insze wysadził:
Białego Pieszka wnet gardła pozbawił,
A sam na jego miejscu sie zastawił.
Ale nie widział, że drugi nań stoi:
Przebił go mieczem Pieszek w białej zbroi.
Zatym Król czarny przez jeden huf cały
Do kuchni skoczył za ostatnie wały.
A wtym Rycerze na plac wyjachali,
Okrutną szkodę w pieszych podziałali.
Bo gdzie się jeno który z nich zawinął,
Trzej albo czterej, rzadko jeden zginął.
Ale gdy Borzuj liche Pieszki dłażył,
Na coś więtszego chytry Fiedor ważył,
Rycerza swego to tam, to sam wodząc,
Prostemu ludu barzo mało szkodząc.
Stanąwszy, gdzie chciał, otrząsnął sie z prochu
I dał szach Panu o prawego Rochu.